Wyprawa QNT Northwest Passage |
Pasja i determinacja sprawiły, że Amundsen osiągnął swój cel... Zdobył Przejście Północno-Zachodnie. 100 lat później, gnani tą samą pasją chcemy powtórzyć jego wyczyn i uwiecznić historię wypraw na taśmie filmowej. Ekipa Nototenii dołączyła do załogi wyprawy QNT Northwest Passage! (część tekstów związanych z wyprawą pochodzi ze strony www.amundsen.pl)
![]() Galeria
19.07.2007
Przywitaj załogę "Starego" - poznaj ludzi, pasję, przygodę!
Już 3 sierpnia 2007 r. odbędzie się uroczyste przywitanie załogi jachtu "Stary" powracającej z ponad rocznej wyprawy dookoła Ameryki Północnej. Powitanie uczestników wyprawy QNT Northwest Passage Jubilee Voyage 2006, które będzie miało miejsce przy Wałach Chrobrego w Szczecinie podczas The Tall Ships' Races 2007, uświetnione zostanie premierą filmu z pokonania Przejścia Północno-Zachodniego "W poszukaniu legendy".
Atrakcją powitania załogi "Starego" będzie też możliwość zwiedzania jachtu przez wszystkich sympatyków żeglarstwa połączonego z oglądaniem pamiątek z rocznej wyprawy. Jacht, zacumowany w rejonie Łasztowni w dniach 4-7 sierpnia 2007 r., będzie polskim żeglarskim akcentem tegorocznego finału Zlotu Wielkich Żaglowców The Tall Ships' Races 2007 w Szczecinie. Harmonogram powitania załogi "Starego":
15.05.2007 Wyprawa QNT Northwest Passage Jubilee Voyage 2006/ 2007 dla mnie dobiegła końca. Na koniec chciałbym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do mojego udziału w wyprawie. W szczególności Dominikowi Bac i Sławkowi Skalmierskiemu, którzy zaprosili mnie do wzięcia udziału w tej niesamowitej wyprawie. Całej załodze etapu grenlandzkiego, oraz obecnej, z którą spędziłem kilka miesięcy w jednym domu jakim był jacht STARY: Claudii Cardenas, Dominikowi Bac , Sławkowi Skalmierskiemu, Krzyskowi Bonczarowi, Marcinowi Sanetra oraz Arlowi Hanningan. Na lądzie w Polsce pod moją nieobecność w klubie i nie tylko pomagali mi: Asia Leśniak, Jarek Kur, Marta Skorupska oraz ratownicy z Tyskiego WOPR - Tomek Pawela, Grzegorz Kuśmierczyk, Klaudiusz Bolko. Jacht Stary dalej kontynuuje swoją wyprawę obecnie na wodach Atlantyku. Planowy powrót i przywitanie w Szczecinie 03.08.2007 w trakcie zlotu wielkich żaglowców. 09.05.2007 Wypływamy z Kuby w ostatni przelot Starym, przed nami Key West. Z dozą nieśmiałości wpływamy na wody terytorialne, o dziwo nikt nas nie zatrzymuje ani nie kontroluje. Wpływamy do mariny - wita nas nowa załoga, która od paru dni już na nas czeka. Tyle mówią o przemycie i emigrantach z Kuby, a tu wpływamy na Florydę bez żadnej kontroli. Nie spodziewałem się tak łatwego wpłynięcia do tego kraju. Sami zgłaszamy sie do odprawy paszportowej. Formalności nie trwają długo. Trochę się tłumaczymy za Kubę, ale i tak najważniejsze że mamy wizy więc wszystko jest OK. Z nową załogą rzucamy się na jedzenie i dobroci tego świata, których na Kubie nie było. W bufecie za 10 $ najadamy sie do granic możliwości, no cóż tu jest wszystko.......... brakło tylko " listka mięty". Widać czego przez te ostatnie tygodnie komu brakowało. Wieczorem impreza pożegnalna z jachtem, gdzieś tam będzie brakowało poczciwego Starego. Mając wykupione bilety czas nagli, chcemy jeszcze kilka dni spędzić na Florydzie. Dominik ze Sławkiem przekazują jacht nowemu kapitanowi Tomkowi Szewczykowi i nowej załodze. Bon jako jedyny ze starej załogi zostaje na jachcie, przed nimi długi przelot przez Atlantyk. My wypożyczamy Dodge Pickupa z sporą paką, bo jak się okazało zostaliśmy z dużą górą rzeczy do zabrania... nie wiem jak to wszystko zabierzemy do samolotu. Najpierw jedziemy do Narodowego Parku Everglades na spotkanie z aligatorami, a przede wszystkim pojeździć Air Boat, którymi ścigał się Agent 007. Po spotkaniu z poskramiaczami aligatorów następny etap podróży po Florydzie. Jest to przylądek Canaveral i zawitanie do NASA. By zobaczyć jak wystrzelono ludzi w kosmos trzeba zapłacić jedyne 48 $ Czy było to warte? ... na pewno można poczuć ogrom przedsięwzięcia. Dni na Florydzie uciekają szybko, żałuję, że nie udało sie zanurkować na Key West. Po raz kolejny w trakcie tej podróży obiecuję sobie, że trzeba tu wrócić. **/**/Pierwszym samolotem wylatuje Klaudia, Dominik i Sławek. Oczywiście mały problem z bagażami. Zostaje "śmigłowiec" ( napęd paralotni) - nie zabiorą go do samolotu. Ja z Marcinem zostajemy jeszcze jeden dzień, próbujemy wysłać " śmigłowiec" cargiem - szybko rezygnujemy. Zbyt dużo komplikacji i formalności z silnikiem. Sam mam dużą stertę sprzętu nurkowego. Problem finansowo - wagowy rozwiązujemy nadając wszystko drogą morską, będzie dopiero za kilka tygodni w Polsce. I tak w samolocie do Polski kończy się niesamowita przygoda którą była wyprawa QNT Northwest Passage Jubilee Voyage 2006/ 2007 . Parę miesięcy życia na jachcie było specyficzne, na pewno sie do niego przyzwyczaiłem. Teraz duży i szybki przeskok przez Atlantyk do innej rzeczywistości, pora zmierzyć się z wyzwaniami czekającymi w Polsce. Na pewno przyjdzie czas na nowe wyjazdy nurkowe, gdzieś też czeka wyprawa motorem po Azji, może dookoła świata ...
02.05.2007 "Kuba wyspa jak wulkan gorąca" ..... niewątpliwie było ciepło :) Nasze obawy dotyczące wpłynięcia jachtem to tego kraju były nieuzasadnione. Kontrola paszportowa to małe przesłuchanie w małym pokoiku z portretami Fidela Castro i Ernesta Guevaray. Pytania dotyczyły raczej ciekawości co robimy i jak wygląda nasz kraj. W moim przypadku bardzo byli ciekawi dlaczego tak często wyjeżdżam do Egiptu. Po dokonaniu niezbędnych formalności, zachwalając system i kubańskie nurkowania, celnicy podjęli próby przeszukania jachtu, ale dość szybko się wycofali, dochodząc do wniosku, że przy tej ilości zgromadzonego sprzętu, nie da się niczego znaleźć. Skończyło na oglądaniu i podziwianiu współczesnego sprzętu elektronicznego, zwłaszcza aparatów. Małym szokiem było, że na 8 osób na jachcie posiadaliśmy 14 telefonów komórkowych. Jednym słowem duże zderzenie z naszym polskim poprzednim systemem, ale wkomponowanym w piękne słońce oraz palmy. Pierwsze dni przeznaczyliśmy na wczucie się w klimat Hawany. Miasto będzie się nam kojarzyło z cygarami i rumem spożywanymi w dużej ilości. Nie należę do zwolenników tytoniu, ale cygara na Kubie mają swój niepowtarzalny urok. Ludzie są niesamowicie przyjaźni i ciekawi świata , system nie pozwala im jednak na rozmowy z turystami, a wszelki obieg informacji jest kontrolowany. Dla kilku osób rozmawiającychi z nami skończyło się to w miejskim więzieniu . My nie daliśmy sie systemowi, udało nam się nawet kilka osób wyciągnąć zza krat, dając im na chwile poczucie nietykalności. W ramach szybkiego zwiedzania Kuby, na kilka dni wynajęliśmy samochód. Mając ograniczony czas na zwiedzanie wyspy razem Marcinem i Bonem postanawiamy zobaczyć prowincję Pinar del Rio. Wyjeżdżamy z Hawany zwiedzamy kilka miast, wszystkie bardzo podobne do siebie, ale mają swój urok; raczej biedne blokowiska i rozpadające sie duże spółdzielnie rolnicze przypominające nasze byłe PGR-y. Widziałeś jedno miejsce - widziałeś prawie wszystko. My w ramach oszczędności finansowych posługujemy sie peso narodowym, nie można za nie za dużo kupić - za to nikt głodny tu nie chodzi . Niewyszukane jedzenie - 2 zł, napój - 0,15 groszy, butelka rumu - 9 zł i cygaro- 15 groszy. Najczęściej nocujemy w polu kukurydzy lub trzciny cukrowej. Z ciekawszych miejsc i miejscowości do których zawsze chciałem pojechać odwiedzamy wieś Vinales znaną z krasowych jaskiń (Cueva del Indio, Cueva de José Miguel, Cueva de Santo Tomás) Miejsce to chciałem odwiedzić już kilka lat temu w trakcie jubileuszowej wyprawy na 55 lecie STJ KW Kraków. Niestety wówczas do wyjazdu nie doszło. Teraz mała namiastka kubańskich jaskiń - było warto. Czas nas poganiał. Z Vinales jedziemy do Maria la Gorda - ponoć najlepszego miejsca nurkowego na Kubie, wpadamy rano do bazy nurkowej, okazuje sie ze za 15 min odpływa łódź, szybka decyzja, zapłata i jestem na łodzi z ekipą nurków zdziwionych moim szybkim pakowaniem i małą ilością niezbędnego sprzętu. Z minimalnym zestawem: koszulka oczywiście Notototenii, spodenki, maska, płetwy jacket automat, komputer i oczywiście aparat, płyniemy około 20 min. Jako pierwszy wskakuję do super przejrzystej wody, spadam ścianą na głębokość 60 metrów, z dołu widzę następną grupę wskazującą do wody. Nurkowanie świetne. Widzę dużego kraba - wręcz giganta, duże bogactwo życia, niesamowite jaskinie i kaniony. Tak jak szybko się zaczęło ta szybko się kończy, butla 12 litrów ma też swoje ograniczone możliwość, udaje się spędzić pod wodą miłe półtorej godziny. Wszyscy już czekają na łodzi zdziwieni moim długim nurkowaniem do tego bez pianki. Przypływamy, czeka już Marcin i Bon. Z Maria la Gorada kierujemy się już powoli do Hawany. Po drodze odwiedzamy plantacje tytoniu gdzie produkowany jest najlepszy tytoń na świecie oraz fabrykę cygar, niesamowitą rzekę Las Tarasas z wodospadami i naturalnymi basenami. Mija kilka kolejnych miłych dni, pora wracać. W Hawanie czekamy do pierwszomajowego pochodu, niestety Fidel jak zapowiadali się nie pojawił :( Ja spotykam naszego klubowicza Roberta Urbaniaka z Nototenii razem z rodziną robił kurs u Olka. Świat jest coraz mniejszy, miło jest spotykać Nototenię w świecie :). 2 maja wypływamy do Stanów Zjednoczonych z małymi obawami czy nas wpuszczą ... w końcu płyniemy z kraju wroga.
23.04.2007
2007.04.18 Po odprawie paszportowej, nie tracąc czasu na szukanie czegoś taniego na drogiej wyspie, odpaliłem sprężarkę. Pomimo późnych godzin nocnych zrobiłem Krzyśkowi szkolenie z nurkowania nocnego i wskakujemy do wody. Na drugi dzień w kolejce ustawiła się powiększona załoga "Starego", by choć na chwile wejść pod wodę . Dzień minął na nurkowaniach blisko George Town, gdzie od szóstej rano do później nocy udało się wszystkich wstępnie przeszkolić i zabrać pod wodę. Miejsce pomimo bliskości portu było naprawdę ładne. Na głębokości kilkunastu metrów rozciągały się rozległe jaskinie, pływało dużo kolorowych ryb oraz żółwi. Drugi dzień to dalej eksploracja pobliskich miejsc nurkowych. W nocy razem z Dominikiem szukam wraku parowca w porcie, podobno to najlepsze nocne nurkowanie na wyspie, okazuje się ze to kupa złomu na 7 metach, buszuje tam w ABC, ale nie ma co oglądać. Rano przymierzam się do ambitniejszego głębszego nurkowania, potem mamy płynąć do osławionego miejsca Stingray City (unikalne miejsce w skali światowej ) - nurkowania z dużymi płaszczami lubiącymi towarzystwo nurków, zabawę i pieszczoty. Niestety idący duży front burzowy komplikuje plany :( Jedynie rano blisko jachtu nurkuje ze Sławkiem i Dominikiem w znakomitej przejrzystości około 50 m. Z powodu sporego prądu morskiego szybko kończymy nurkowanie. Popołudniu duże fale rozbijają się o plaże Kajmanów. Niestety to koniec nurkowania w tym ciekawym miejscu, z dużym niespełnieniem wypływamy na Kubę. Obowiązkowo trzeba tu wrócić. Coraz bardziej przekonuje się do Karaibów - Kajmany dostają drugiego plusa po San Blas.
2007.04.14Jamajka niestety z braku czasu odpadła, a droga na Kajmany minęła wyjątkowo spokojnie. Bez wielkich fal, wiatr nam ewidentnie sprzyjał. Pierwsze dwa dni chodziliśmy wszyscy troszkę zakręceni chorobą morską, ale to wpływ długiego pobytu na ladzie, potem juz szło gładko i przyjemnie. W połowie drogi na Kajmany stanęliśmy na chwile na rafie widmo ... dziwne to miejsce na środku Karaibów ... na rafie stoi spory statek, który z dużym impetem musiał wbić się na duże wypłycenie. Sławek podejmuje próbie eksploracji statku, ja nie zastanawiając się wskakuje do przejrzystej wody. Pod jachtem 20 metrów i ładna przejrzystość. Z góry wyglądało, że będzie dość ubogo ale w atrakcje nurkowe okazało się całkiem kolorowo i sympatycznie. Sławek wraca z wraku, ale statek okazuje się niedostępny z powodu dużego przyboju. Ponownie nurkuję, tym razem z Dominikiem robimy małą sesje fotograficzna i popołudniu odpływamy w kierunku Kajmanów. Codziennie mamy niespodziewanych gości, zmęczone ptaszki spadają na jacht by chwile odpocząć . Dopływając do Kajmanów rankiem w ramach "sklepu rybnego" zarzuciłem przynęty, długo nie trzeba było czekać. Wyciągamy duża doradę, a raczej jej część .... okazuje się, że tym razem naszym obiadem musimy się podzielić .... ze sporym rekinem, który w trakcie wyciągania za jednym zamachem zjadł pół ryby. Pozostałość dorady okazała się na tyle duża, że wystarczyła nam na dwa obiady. Po akcji z rybą teraz każdy z dużą doza nieśmiałości wskakuje do wody... Po małej przygodzie nocą opływamy do Kajmanów, kraju brylantów, banków oraz mekki nurkowania na Karaibach.
2007.04.08Zamieszczam zaległy film z nurkowań z mantami i delfinami z Meksyku. Do pobrania film 10 Mega - Wyspa San Benedicto Archipelag Socorros - Meksyk 2007.04.07Cartagena de Indias - jedno z pierwszych kolonizacyjnych miast Ameryki Południowej, znajduje się w północnej części Kolumbii w departamencie Bolivar nad Morzem Karaibskim, zamieszkałe przez przez milion ludzi. Miasto znane ze szmaragdów, muzyki i kultury. Piękne, fascynujące, romantyczne, niesamowite. Temperatury tu przez cały rok sprzyjają (około 30 stopni ), a karaibski wiatr świetnie ochładza. Niewątpliwe najładniejsze i najciekawsze miasto jakie do tej pory widziałem po Marekeszu w Maroku. Wchodząc wieczorem za mury starego miasta przenosimy się w inną rzeczywistość. Latarnie uliczne dają bardzo ciepłe światło, co czasem daje wrażenie jakby człowiek przeniósł się w bajkowy świat, zwłaszcza, że starówka zachowała swój niepowtarzalny kolonialny charakter. Muzyka jest wszędzie, ludzie tańczą, nie ma znaczenia czy to dzień czy noc, restauracja, sklep, fryzjer czy ulica. Polecam pub " U Fidela" gdzie salsę grają 7 dni w tygodniu i przez cały rok, a zimna cerveza (piwo) smakuje wyjątkowo. Jestem tu po raz drugi i czas jakby stanął w miejscu. Ci sami ludzie w tych samych miejscach - nic się nie zmieniło. Po pobycie w Kolumbii, wypływamy w dalszą drogę, teraz trudny żeglarski etap, kierujemy sie do Miami 1500 mil i to pod wiatr, nieźle nas wybuja ... po drodze na pewno Cuba i pewnie Jamajka, Kajmany - to zależy jak jak nam zawieje. A do Cartageny na pewno jeszcze wrócę. Do pobrania film 10 Mega - Cartagena
2007.03.24Z małym opóźnieniem spowodowanym drobnymi naprawami jachtu wypłynęliśmy z Colon. Rankiem po nocnym przelocie, wypatrzyliśmy wieloryba, niestety duży ssak okazał sie być martwy.... Wokół wieloryba pływało kilka rekinów. Wskoczyłem w sprzęcie ABC na chwile do wody by zrobić im kilka fotek, ale długo nie popływałem ... przede mną stanął żarłacz tygrysi ... Postanowiłem tym razem z rekinami nie ryzykować wchodząc do wody w trakcie rekiniej uczty. Żarłacze tygrysie zajmują drugie miejsce, po żarłaczach białych, w ilości ataków na ludzi. Ich duże rozmiary, ciekawska natura i niewybredne upodobania żywieniowe, sprawiają, że są groźnymi zwierzętami, odpowiedzialnymi za wiele śmiertelnych ataków. Imponujące piłkowane uzębienie tych żarłaczy służy również do wyrywania kawałów mięsa z martwych ciał większych zwierząt, takich jak walenie lub inne morskie ssaki. Rekiny te znane są też z umiejętności pożerania rozmaitych stworzeń o twardych skorupach, w tym także żółwi. Po małej przygodzie i całodziennym płynięciu rozpoczęła sie kilkudniowa eksploracja niesamowitego miejsca - Wyspy San Blas Archipelag San Blas leży u wybrzeży Panamy w części zwanej Przesmykiem Darien. Jest to jedno z najmniej eksplorowanych miejsc na Ziemi, nazywane Biegunem Dżungli. Właśnie w Przesmyku Darien urywa się droga Panamerykańska, a porastająca to miejsce dżungla całkowicie odcina Amerykę Północną i Południową. Jest to niewątpliwie dzikie i mało dostępne miejsce. San Blas tworzą 378 małych piaszczystych wysp osadzonych na rafach koralowych. Tylko 52 są zamieszkane przez Indian Kuna, pozostałe wyspy porośnięte palmami służą Indianom jako plantacje kokosów. Indianie Kuna są drugimi najniższymi ludźmi świata po Pigmejach, tworzą unikatową kulturę, która zachowała tradycyjne zwyczaje i styl życia na małych wyspach w oderwaniu od cywilizacji. Kuna podobnie jak Lakandonowie i Indianie z Sierra Nevada de Santa Marta wierzą, że wszystkie rzeczy na Ziemi posiadają swoja dusze (purba) - ludzie, zwierzęta, rośliny, przedmioty. Mając tylko kilka dni na zapoznanie się z tym niesamowitym miejscem, nastąpiła mobilizacja sił i czasu. Staraliśmy sie zobaczyć jak najwięcej wysp i wiosek Indian. Miejsca okazały się rzeczywiście rajskie, palmy, kokosy, piaszczyste plaże, rafy koralowe oraz krystalicznie czysta woda. By zobaczyć podwodny świat, tak naprawdę wystarczy podstawowy sprzęt każdego płetwonurka: płetwy, maska i rurka (ABC). Wszystkie najciekawsze rzeczy pod wodą występują tu do głębokości 6 metrów. Snorkeling w zupełności wystarczy. Głębiej to już tylko piasek, duże rozgwiazdy i czysta woda. Z butlą wskakiwałem tylko żeby zrobić zdjęcia pod wodą. Pianka była niewątpliwie zbędna - woda miała prawie 30 stopni. Podwodny świat to niesamowita rafa koralowa, której jak do tej pory na Karaibach nie widziałem. Zwierzęta morskie to duża ilość małych kolorowych rybek, gigantyczne płaszczki, raje, rekiny a nocą także langusty. Przez te kilka dni udało się zobaczyć kilkanaście wysepek, zapoznać się z kulturą Indian Kuna i trochę ponurkować. Niestety na leżenie pod palmami na piaszczystych plażach już nie było czasu, musieliśmy płynąć. Po dwóch dniach sporego bujania na morzu pod wiatr, co nas trochę wymęczyło, dotarliśmy do Cartageny w Kolumbii. Nurkowanie Archipelag San Blas, Indianie Kuna / zdjęcia - galeria
2007.03.12W sobotę 10.03.2007 przepłynęliśmy Kanał Panamski. Ten dzień dostarczył nam niewątpliwie wielu wrażeń ... Wstajemy wcześnie rano, by przygotować "Starego" do przejścia przez kanał. Kiedy przypływa pilot wyciągamy kotwicę i dzień zaczyna się pechowo... Urywa się dodatkowa kotwica zabezpieczająca jacht. Podejmujemy szybkie próby nurkowe, ale niestety nie możemy czekać - musimy płynąć. Postanawiamy tu wrócić lądem i wydobyć zgubę. Przejście śluz kanału przebiegło bez problemu, dużo fotografujemy, humory dopisują. Wpływamy w Kanał Panamski. Po około 30 minutach pilot prosi o wyprzedzenie dużego statku, więc dajemy "całą naprzód" - silnik chodzi na maksymalnych obrotach. Niestety, długo tego nie wytrzymuje ... gotujemy chłodziwo w silniku, musimy na chwile stanąć (za postój w kanale i holowanie są nakładane wysokie kary finansowe), musimy rzucić kotwicę... Na szczęście 10 minut postoju oraz mobilizacja całej załogi umożliwia nam dolanie chłodziwa do silnika i opanowanie sytuacji. Odpalamy silnik i już z mniejszą prędkością przepływamy cały kanał bez dalszych przygód. Udało się Tak mija dzień wielu wrażeń... Na szczęście kotwica wyłowiona, silnik nie zawiódł, kanał za nami, a z nocnej wycieczki wróciliśmy cali.
2007.03.08 Ostatni etap przelotu do Panamy to dla nas koniec Oceanu Pacyficznego oraz koniec nurkowań z wielkimi zwierzętami morskimi. Staramy się te ostatnie dni wykorzystać maksymalnie. Wypływamy jachtem z Golfito w Costa Rica, po nocnym płynięciu, pierwsze nurkowania robimy na podwodnej górce La Bandera. Jest to podwodna skała wyrastająca z dna oceanu na kilka metrów nad powierzchnię wody. Przejrzystość bardzo dobra, nurkujemy z wielkimi tuńczykami, różnego rodzaju rekinami, mnóstwem kolorowych rybek. Intensywny dzień nurkowy, a w nocy, by nie tracić czasu, płyniemy na Isla Parida w Panamie. Tu niestety przejrzystość wody jest gorsza, za to są duże ilości rekinów. Po ostatnich częstych nurkowaniach z rekinami, coraz bardziej się z nimi zaprzyjaźniam, wyciągam rekiny za ogon z jaskiń - nie do końca są zadowalone z mojej zabawy Trudne nurkowanie w silnym prądzie, za to nad głowami krążą rekiny, manty, raje - koło nas pływa mnóstwo dużych i małych ryb, krajobraz pod wodą niesamowicie urozmaicony, czasem surowe podwodne kaniony, czasem piękne koralowce. Woda jest bardzo ciepła - 30 stopni, nisko w prądzie trochę się ochładza. Tu pod woda spędzam prawie 5 godzin - wszyscy z jachtu chcą choć na chwilę wejść pod wodę. Sprężarka ani na chwilę nie przestaje pompowac butli. Zmęczeni i zadowoleni przepływamy nocą do skalistej wysepki Islas Frailes del Sur, wysuniętej 5 mil w ocean od lądu Ameryki Centralnej. Na wysepce samotnie stoi biała latarnia morska. Niestety przed nami ostatnie nurkowania, został nam ostatni komplet nabitych butli (spaliliśmy sprężarką cały zapas bezyny na jachcie) O szóstej rano wskakujemy z Dominikiem i Klaudią do wody, pomimo kiepskiej przejrzystosci w ciągu 5 minut nurkowania widzimy prawie wszystko - żółwie, gigantyczne plaszczki, raje, rekiny różnego rodzaju, wielkie lawice ryb, niesamowite ilości langust, muren - istne wężowisko. Czuję się jak w zupie "frutti di mare". Żegnamy pacyficzne nurkowanie i kierujemy się do Panamy. Aktualnie czekamy w kolejce statków na przepłynięcie Kanału Panamskiego. Przed nami Karaiby i na początek nurkowania na Archipelagu San Blas.
2007.02.24Właśnie ze Sławkiem zakończyliśmy kilkunastodniowy pobyt na lądzie. Mieliśmy chwile na odpoczynek od nurkowania, morza i jachtu. Będąc na lądzie spędziliśmy czas bardzo aktywnie. Odwiedziliśmy sześć krajów, przejechaliśmy: 2500 kilometrów autem 4x4, 1500 kilometrów busami, 300 kilometrów motorem, 100 kilometrów promem, pieszo nie wiadomo ... ile. Na początek pojechaliśmy jeszcze wspólnie z całą załogą Starego do starej stolicy Gwatemali - Antigua, gdzie jeden dzień poświęciliśmy wchodząc na czyny wulkan Pacaya - można tam oglądać wydobywająca się z wulkanu lawę. Dalej pojechaliśmy już sami, pożyczając auto terenowe. Pojechaliśmy przez Gwatemala City do Rio Dulce, dużego jeziora przechodzącego w dużą rzekę/kanion spływający do Morza Karaibskiego. Wynajmując łódkę spłynęliśmy do Livingston i weszliśmy do jaskini z gorącymi źródłami. Nie tracąc czasu, nocą przejechaliśmy do znanego miasta Majów - Tical. Będąc blisko granicy z Belize niedługo zastanawialiśmy się by tam pojechać. Musieliśmy jedynie pokonać problem przejazdu przez granicę pożyczonym autem (nie mieliśmy pozwolenia od wypożyczalni na opuszczanie Gwatemali ) Polak jednak potrafi, po dokonaniu formalności, wjechaliśmy do Belize, udając się do kolejnego miasta Majów - Xunatunich oraz do Caracol Natural Monument - dużego rejonu krasowego obrywającego się 300 metrowymi wodospadami. Weszliśmy tam do jaskini Rio Frio - gigantycznej podziemnej rzeki. Nocą nie tracąc czasu wróciliśmy do Flores w Gwatemali. Po mimo ambitnego planu na cały dzień utknęliśmy na kilak godzin w Sayaxche, aż zespawają cieknący prom transportujący auta przez rzekę. Tego dnia przejechaliśmy przez miasto Coban odwiedzając po drodze jaskinie Cueva de Chicoy i juz późną nocą pod eskortą dość pokaźnie uzbrojonej policji dojechaliśmy do Lago de Aticlan, jeziora otoczonego wulkanami. Dowiedzieliśmy się, że w Gwatemali nocą nikt nie jeździ, bo jest bardzo niebezpiecznie ... cokolwiek to znaczy. Niestety z braku czasu nie udało się ze Sławkiem polatać nad jeziorem na paralotni, musieliśmy wrócić do Antiguy oddać auto. W szybkim tempie przejechaliśmy Salwador odwiedzając tylko stolicę i przez Honduras przeskoczyliśmy do Nikaragui. Tu postanowiliśmy spędzić więcej czasu. Stolicę Managua opuściliśmy dość szybko, śpiąc jak się później okazało w najbardziej niebezpiecznym miejscu w całej Nikaragui. Stare miasto Granada okazało się bardziej przyjazne i bezpieczne. Tu postanowiliśmy ponownie podjąć próbę latania na paralotni, którą cały czas wieźliśmy ze sobą. Weszliśmy na kolejny wulkan Mombacho i niestety ponownie nie polataliśmy. Tym razem zbyt duży wiatr uniemożliwił nam start z wulkanu. Działając w szybkim tempie postanowiliśmy pożyczyć motory cross z pomysłem "Nikaragua na motorach" i z Granady promem przedostaliśmy się na wyspę Ometepe (dwa wulkany wyrastające prosto z jeziora Nikaragua). Ten kraj i wyspa okazała się rajem dla motorów cross. Długie piaszczyste plaże i kręte ścieżki w dżungli dawały dużo radości z jazdy. Z wyspy próbowaliśmy promem popłynąć do San Carlom, by spłynąć rzeką San Juan na Karaiby - niestety sztorm na jeziorze uniemożliwił wypłynięcie dość rozklekotanego promu, a następny był za trzy dni. Oddaliśmy motory i autobusem przemieściliśmy się do San Jose, stolicy Costa Rica, spędziliśmy noc a następnego dnia pojechaliśmy do Golfisto, gdzie czekała na nas już załoga Starego. Teraz juz w komplecie przed nami droga do Panamy i kolejne nurkowania na Pacyfiku.
2007.02.09 Przelot do Puerto Quetzal w Gwatemali minął wyjątkowo spokojnie. W takich chwilach dla urozmaicenia codziennej diety składającej się głównie z konserw, oddajemy się wędkarstwu morskiemu. Nasze potyczki z tuńczykami, barakudami, delfiniakami przechodziły wyjątkowo spokojnie i dla nas zwycięsko. Do momentu podjęcia prób walki z zaprawdę dużymi rybami ... Nasze ponad 25 kilogramowe tuńczyki okazały być bardzo malutkie i mało waleczne w porównaniu do wielkich marlinów i żaglic z którymi postanowiliśmy się zmierzyć. Po zmianie sprzętu wędkarskiego na mocniejszy (wytrzymałość żyłki to prawie 100 kilogramów ) wielkie ryby robią z nami co chcą, z dużym impetem rzucają nas po całym pokładzie, rwąc żyłkę lub rozginając haczyki, z walki na razie wychodzą zwycięsko. My się nie poddajemy i naprawdę duża ryba dopiero przed nami ... Aktualnie dopłynęlismy do Gwatemali.
2007.02.06
Ekipa Starego podzieliła się chwilowo na dwa zespoły - jeden płynący jachtem na południe, drugi eksplorujący dzikie miejsca Meksyku. W skromnym zespole Sławek, Arlo i ja dopłynęliśmy właśnie do Acapulco. Tu drobne naprawy sprzętowe, dzień odpoczynku i płyniemy dalej. Podziękowania dla bazy nurkowej www.swissdivers.com w Acapulco za pomoc w naprawach sprzętowych. Baza godna do polecenia ! 2007.01.22 Po wypłynięciu z Cabos skierowaliśmy sie na archipelag Socorro, czterech małych wysepek. Z braku czasu wybraliśmy San Benedicto Island - imponujący wulkan wystający prosto z oceanu. Miejsce niesamowite, dzikie i odległe. Wyspy Socorro to najlepsze nurkowania z wielkimi rybami w całym Meksyku. Jest tu możliwość podziwiania wielu gatunków rekinów, jak również wielkich ławic rekinów młotów i wielkich pacyficznych mant dochodzących do 7 metrów. Wyspa przywitała nas stadem delfinów, skorych do zabaw i pozowania do zdjęć. Na nurkowanie poświeciliśmy jeden dzień, przejrzystość wody była niesamowita - dochodziła do 50 metrów, temperatura wody wynosiła 26 stopni. Zaraz po wejściu do wody pojawiły się rekiny, a mant "diabłów morskich" długo nie trzeba było szukać, w oddali skakały wieloryby. Z dużym niedosytem nurkowym odpływaliśmy stamtąd. Jeden dzień, ale naprawdę warto było tam być. Po kilku dniach sztormowej pogody dopłynęliśmy do miejscowości Manzanillo - tu 2 dni odpoczynku.
Dopływając do Los Cabos na samym końcu półwyspu Baja California, udało się nam wypatrzyć wieloryby :) - po kilku manewrach jachtem podpłynęliśmy do nich bardzo blisko. Gigantyczne ssaki z dużym impetem pokazywały się wyskakując z wody. Szybko udało nam się wskoczyć do wody i chwilę z nimi popływać. Woda była błękitna i przejrzysta, wieloryby przepływały pod nami - niesamowite wrażenie. Niestety jak szybko sie pojawiły, tak szybko zniknęły, nie udało się ich także sfotografować. Wielorybów będziemy niewątpliwie szukać dalej. Po dwudniowym pobycie w dużym kurorcie wypoczynkowym dla Amerykanów opuszczamy półwysep, uciekamy do wycieczek nurkowych pod wodą. Tam gdzie jeszcze nikt nie nurkował - takie miejsca lubimy najbardziej.
2007.01.09 Zapraszam do obejrzenia filmu z nurkowań z kelpami i fokami. < pobierz film 5 MB >
2007.01.04
2007.01.01 Nowy Rok - miejmy nadzieję, że dla wszystkich będzie tylko lepszy i szczęśliwszy. Sylwester spędziliśmy w niesamowitych muzycznych klimatach tego zakątka świata. Załoga 'Starego' żegna Ensenadę. Płyniemy w dalszą drogę, na południe wzdłuż wybrzeża Meksyku. Przed nami kilka dni rejsu, tam gdzie tylko cieplej. Niebawem nowe ciekawe miejsca i nurkowania.
2006-12-30 Podziękowania dla Tomka Lewandowskiego, który serdecznie ugościl nas w Ensenadzie. Tomek przygotowuje się do samotnego opłynięcia świata ze wschodu na zachod bez dobijania do portów. Planuje wypłynąć swoją łódką"Luka" w kwietniu 2007. Wiecej na www.zeglarz.net Życzymy powodzenia! ![]() 2006-12-28 Sylwester.... Właśnie dopłynęliśmy do miejscowości Ensenada - miasta w północno-zachodnim Meksyku, w stanie Baja California Szczęśliwie przeszliśmy wszystkie odprawy paszportowe. Dziś dzień na zwiedzanie miasta i małą aklimatyzację w meksykańskiej kulturze. Niewątpliwie trafiliśmy do kraju, gdzie muzyka i muzycy grają wszędzie, a tequila smakuje wyjątkowo. Wszystkim załoga "Starego" życzy dobrej zabawy sylwestrowej oraz szczęśliwego nowego 2007 roku. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() 2006-12-25 Wigilia na jachcie Wigilia na jachcie była trochę nietypowa jak na tradycje polskie, zwłaszcza, że głównym daniem zamiast karpia były langusty. Pora ruszać w dalszą drogę. Jacht "Stary" powoli przygotowywuje się do wypłynięcia w stronę Meksyku.
2006-12-24 Ekipa przygotowuje się do Świąt Ekipa jachtu Stary znajduje się na wyspie Santa Catalina Island, u wybrzeży Stanów Zjednoczonych w stanie Kalifornia i przygotowuje się do Świąt. A oto co pisze Maciek z pokładu Starego: Spędziliśmy dwa dni nurkowe w jednym z najlepszych miejsc na świecie do nurkowania z "the kelp" - ogromnymi wodorostami wyrastającymi z głebokości 35 m tworzącymi podwodny las. Między ogromnymi zielonymi kępami pływa mnóstwo różnej wielkości kolorowych ryb oraz foki. Widoki pod wodą są niesamowite. Temperatura wody to 15 C, a widoczność około 10 do 15 m. Załoga Starego powoli przygotowuje się do spędzenia Wigilii. Przysmakiem na jachcie w wieczór wigilijny mają być langusty, któe występują tu w dużych ilościach. Właśnie zaraz zaliczymy nocne nurkowanie w poszukiwaniu "świątecznych karpi-langust" w wodach Pacyfiku. Wszystkim klubowiczom Nototenii oraz jej sympatykom ekipa Starego życzy Wesołych Świąt, smacznego karpia oraz dużej ilości prezentów, nie tylko nurkowych. Pozdrawiam Maciej Tomaszek 2006-12-23 Maciek Tomaszek ponownie na pokładzie "Starego" !
Cele wyprawy:QNT Northwest Passage Jubilee Voyage 2006 - to projekt pokonania amundsenowskiej trasy Northwest Passage w setną rocznicę jej zdobycia oraz opłynięcie Ameryki Północnej. QNT Northwest Passage Jubilee Voyage 2006 jest wyprawą na jachcie s/y "Stary" mającą Jak spełniają się marzenia Organizatorami i uczestnikami QNT Northwest Passage Jubilee Voyage 2006 Pomysł wyprawy przez lody Arktyki pojawiał się od dawna, ale rozmowy zawsze schodziły QNT Northwest Passage Jubilee Voyage 2006 jest drugą z kolei polarną wyprawą członków Stowarzyszenia Grupa Outdoor. Podczas Cape Horn - Antarctica Expedition 2002/ 2003 załoga jachtu s/y "Stary" okrążając Amerykę Południową drogą wokół przylądka Horn, dotarła do Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego. Osiągając pozycję 63° 03' S, 60° 44' W, "Stary" stał się drugim w historii polskim jachtem, który dotarł tak daleko na południe. Za osiągnięcia żeglarskie załodze jachtu przyznano prestiżową nagrodę KOLOSY 2003, Plan wyprawy Pogrubioną czcionką zaznaczono ostatnie miejsce pobytu załogi.
Szlak Przejścia Północno-Zachodniego, czyli przejścia z Atlantyku na Pacyfik trasą przez Arktykę, pokonany zostanie w etapach, prowadzonych kolejno przez Dominika Baca, Jacka Wacławskiego oraz Sławka Skalmierskiego. Krótka historia Northwest Passage Droga morska wiodąca z Oceanu Atlantyckiego na Ocean Spokojny, wzdłuż północnych wybrzeży Ameryki Północnej, przez Arktykę Kanadyjską i wybrzeża Alaski do Cieśniny Beringa była poszukiwana przez kilka stuleci, począwszy od XVI wieku, jako potencjalnie najkrótsza trasa z Europy do Chin. Wielu odkrywców straciło życie uczestnicząc Pierwszym, który szukał Przejścia Północno-Zachodniego był John Cabot, a następnymi: Martin Frobisher, John Davis i Henry Hudson. Liczne, lecz bezskuteczne próby przepłynięcia Przejścia przyczyniły się do gruntownego poznania terenów arktycznych Ameryki Północnej. Northwest Passage jako pierwszy, w latach 1903-1906, przebył Roald Amundsen na statku "Gjøa", płynąc od Grenlandii poprzez Cieśninę Lancaster do południowo-wschodniego wybrzeża Ziemi Króla Williama, gdzie zimując prowadził badania i obserwacje magnetyzmu ziemskiego, ustalając położenie północnego bieguna magnetycznego. Z kolei pierwszym jachtem, który przepłynął z Atlantyku na Pacyfik przez Przejście Północno-Zachodnie był holenderski kecz "Willywaw" prowadzony przez Williama de Roosa w 1977 roku. Dwa sezony wcześniej polska wyprawa na jachcie "Gedania" z Dariuszem Boguckim została cofnięta z trasy przez władze kanadyjskie ze względów formalnych. Jak dotąd żadnemu polskiemu jachtowi nie udało się przepłynąć Northwest Passage. |
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|