Relacja z safari nurkowego - wrzesień 2008 |
Autorka: Anna Dobrowolska
Przebudzenie na... śmietniku
25 września wyruszyliśmy w kolejne, tygodniowe safari z Nototenią, zorganizowane - jak zwykle perfekcyjnie - przez naszego guru, zwanego Toporkiem - na rafypołożone w egipskiej części MorzaCzerwonego na samym południu pod granicą sudańską. Po całej nocy w podróży o wschodzie słońca obudziliśmy się...na śmietniku :) Dosłownie! Brzeg morza w Marsa el Alam zalegały stosy śmieci, po które podjeżdżały całkiem nowoczesne śmieciarki, a także wózki ciągnione przez osiołki. Kilka łodzi nurkowych kotwiczyło niedaleko brzegu. Na naszej zadbanej, wyglądającej na nową, łodzi S/Y SAFY MAR, szybko zapomnieliśmy o szokującym pierwszym wrażeniu. Powitała nas załoga, dobrana chyba w całości w wyborach „egipskiego mistera”, a steward Piękny Mario częstował sokiem z bananów. Często po nurkowaniach tak nas przyjmował na pokładzie, także ciastem i innymi przysmakami. Cała załoga była bardzo pomocna przy zakładaniu sprzętu nurkowego, ale także aktywna w tańcach,a szczególnie w chłodzeniu pleców dziewcząt szklankami lodowatej wody.
Bajeczne światy. Dotyk rafy. SPA na niebiańskiej plaży
Każde z miejsc, które poznaliśmy, było bajecznym światem zanurzonym w wielkim błękicie morza. Zaczęliśmy od ślicznej rafki SHAAB MARS ALAM., a następne nurkowanie było na jednej z najpiękniejszych raf u wybrzeży Egiptu ELPHISTONE, która oszołomiła nas podwodną bezdenną przestrzenią, w którą wpadliśmy z zodiaka. Staliśmy się częścią wielkiego stada dużych ryb zawieszonych w toni przy pionowej ścianie. Następnego dnia zacumowaliśmy u południowego brzegu DEADALUS REEF. Zgodnie już z tradycją złożyliśmy wizytę na latarni zajeżdżając drezyną po jednym z dwóch długich pomostów. Następna była, najbardziej na południu w naszej wyprawie położona ROCKY ISLAND i wreszcie główny nasz cel - wyspa ZABARGAD. Ta wyspa urzekła nas najbardziej! Już z pokładu zachwycaliśmy się cudownie błękitną laguną, od której oddzielał nas pas rafy, białą piaszczystą plażą i surowymi szczytami. To największa z wysp, jakie widzieliśmy w Egipcie Po dwóch nurach wśród bogactwa fauny i flory, penetrowaniu jaskinek pełnych kuszących rozgałęzień, obserwowaniu zachodu słońca z plaży pełnej muszli, szczątków żółwi(całe pancerze zasypane piaskiem i innych, nieznanego pochodzenia kości, czuliśmy taki niedosyt, że -wbrew wcześniejszym planom-postanowiliśmy pozostać przy tej wyspie następny dzień. Była to dobra decyzja, bo poza wspaniałymi nurami, przeżyliśmy też ciekawą przygodę. Otóż w kilka osób wybraliśmy się wpław na bardzo kuszącą małą plażę. Przepłynęliśmy nad rafą i po dwudziestu minutach ostrego machania pod fale przez lagunę, wylądowaliśmy na gorącym, miękkim piasku. Białe błotka tuż przy brzegu pachniały siarką, więc poczuliśmy się jak w SPA i pokryliśmy nasze ciała zdrowotną (tak nam się wydawało :) i chroniącą przed słońcem, warstwą. W drodze powrotnej okazało się, że nastąpił odpływ i rafę pokrywa tylko dwudziestocentymetrowa warstwa wody. Dokonywaliśmy akrobatycznych cudów, żeby nie uszkodzić rafy, a także naszych bezbronnych, prawie nagich, ciał. Prawie się udało. Ale strach nasz był wielki, gdy pochwaliliśmy się naszemu „Doktorkowi” jakie cudowne błotka na siebie nałożyliśmy. „Zobaczycie, jak będziecie wyglądali jutro”- powiedział złowrogo. „To obce nam pierwotniaki”. Nagle cała skóra zaczęła nas mocno swędzieć. Na szczęście była to tylko psychiczna reakcja i na tym się skończyło- nasza skóra pozostała gładka i zdrowa :)
Już w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy rafie TORFA SAFAYAH, gdzie pływaliśmy między 3-4 metrowymi „głazami” koralowymi porozrzucanymi na głębokości 14 metrów. Miejsce przypominało ukształtowaniem dolnośląski Szczeliniec. Natomiast SHAAB MALAHI sprawiała wrażenie zatopionego czeskiego Skalnego Miasta. Wspaniale się bawiliśmy błądząc między wysokimi na kilkanaście metrów koralowymi słupami, tworzącymi labirynt pełen tajemniczych przejść, niszy, komnat, dziedzińców, korytarzy. Miejsce tak nas oczarowało, że zanurkowaliśmy tu aż trzy razy, w tym w nocy. Ostatnie rafy to GOTA SHARME i MARS ALAM-MALAYRA nie wyróżniające się niczym szczególnym.
350 koralowców 350 – tyle gatunków koralowców występuje w Morzu Czerwonym. Mamy wrażenie, że na tej wyprawie widzieliśmy je wszystkie! Tak przebogate, bujne ogrody mogliśmy podziwiać! Każdy centymetr rafy pokrywały żywe organizmy-okazy w barwach, rozmiarach i ilościach przyprawiających o zawrót głowy i zachwyt! Nigdzie wcześniej nie napotkaliśmy takiego bogactwa!
Kto pożarł ryby?! Takie pytanie samo się nasuwało. Przy takim zasobie niejadalnych dla człowieka stworzeń zastanawiająca jest podejrzanie uboga ilość większych ryb rafowych. Powinny ich być ich całe stada, jak (tylko!!) przy ELPHISTONE, tymczasem spotykaliśmy trochę zadymek, płaszczek, stadka szklanych rybek, trochę ustniczków i innych drobiazgów. Były też dwa żółwie, z których jeden długo wdzięczył się przed obiektywem Toporka. Odnieśliśmy wrażenie, jakby jakieś żarłoczne drapieżniki urządzały tu – z dala od wszelkiej „władzy”, policji, „zielonych”- bezkarne polowania!
Zapamiętamy! Zapamiętamy więc te pojedyncze wyjątki – okazy, które jeszcze ocalały, jak wypatrzony na tle jasnego piasku, ukryty pod nawisem skalnym, co najmniej metrowy, białoszary granik (epinerhelus), półmetrowa czarno-biała skrzydlica, jeden metrowy napoleon, kilka prawie metrowych papugoryb i....rekiny. Najbardziej uboga w ryby była SHAAB EL MALAHI, gdzie wypatrzyliśmy zaledwie ze dwie ławice małych lucjanów. Na ZABARGAD podziwialiśmy niezwykle dużą kolonię ukwiałów zamieszkałych przez stada szczęśliwych i pewnych siebie, błazenków. Na głębokości kilku metrów ukwiały porastały pionowy występ skalny na przestrzeni trzech metrów i falowały w prądzie dając schronienie wielu rodzinom kolorowych amfiprionów.
Rekiny!!! Spotkania z rekinami na pewno zapadną nam głęboko w pamięć! Tych, owianych złą sławą i budzących grozę władców podwodnego świata, spotkaliśmy trzykrotnie, za każdym razem poznając ich inne cechy.
Uratowane kończyny kolegi K. Wracając w kierunku łodzi po nurze przy południowej stronie DEADALUS REEF ujrzeliśmy taką oto scenkę: na cumie wisi nasz kolega K. w czerwono-białych gatkach i gwałtownie machając nogami, próbuje wdrapać się po linie na łódź, a zwinny, zapewne głodny, dwumetrowy rekin krąży dookoła wykonując coraz szybsze, bardziej nerwowe, zygzakowate ruchy! Przyspieszyliśmy i... zauważył nas! Widząc kilkuosobową, groźnie bąblującą grupę, niechętnie się oddalił. Ciekawe, które części ciała kolegi K. uratowaliśmy :)
Wielbicielka kolegi D. DEADALUS to jedno z dziesięciu czołowych miejsc spotkań z rekinami na świecie. Można tu także spotkać rekiny młoty! Kończyliśmy już nurkowanie rozczarowani bezowocnym wypatrywaniem rekinów na większych głębokościach, gdy nagle... Z mojej lewej strony pojawił się wielki cień. Z bardzo bliska spojrzało na mnie białe zimne oko. Nie zdążyłam zareagować, bo trwało to tylko chwilkę, gdy trójkątna ciemna płetwa z białym czubkiem przesunęła się do przodu, w kierunku płynącego parę metrów przede mną kolegi D. Rekin miał 1,70 – 1,80 metra długości. Jego pysk znalazł się tuż przy lewej płetwie, jakby chciał ją ugryźć lub pociągnąć do tyłu, ale się rozmyślił i z bliska przyjrzał prawej płetwie. Ruszył do przodu i płynął przez chwilę wzdłuż ciała nurka. I wtedy D. go zauważył! Płynęli tak równolegle przez parę sekund patrząc sobie w oczy. D. nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu. Zimna krew, czy hipnotyczny wpływ groźnego rekiniego oka? I wtedy stało się coś, w co trudno uwierzyć! Rekin ciałem trącił ramię nurka, tak po kumplowsku, na pożegnanie i ... powoli odpłynął w dal! Omawiając „na zimno” naszą przygodę, uznaliśmy, że była to młoda, ciekawska „rekinka”, na której nasz kolega D. wywarł pewnie wielkie wrażenie. A zwłaszcza upojny zapach jego wody kolońskiej(ciekawe jaka :), którą był obficie spryskany :)
Kręgi śmierci Przy wyspie ZABARGAD z pokładu wypatrzyliśmy wśród niewielkich fal charakterystyczną trójkątną płetwę. Parę osób tylko maską i rurką wskoczyło do wody i czekało na zainteresowanie rekina. Nie kazał na siebie długo czekać! Nagle złowrogi kształt pojawił się tuż przy rufie łodzi! Pobiliśmy rekord szybkości we wspinaniu się po drabinkach, tak byliśmy zaskoczeni! Ten rekin już nie wyglądał i nie zachowywał się tak dobrodusznie, jak znajoma „rekinka” – był większy, z tępo zakończoną płetwą grzbietową i poruszał się gwałtownymi ruchami. Reporter naszej wyprawy ze swym profesjonalnym sprzętem zawisł gdzieś pod statecznikiem łodzi i przez półtorej godziny z poświęceniem filmował manewry bandy rekinów (były trzy dorodne sztuki!). Nie możemy się już doczekać filmu, na którym będą „dowody” naszych mocnych przeżyć. PS. Fotoreporter wypłynął w jednym kawałku :)
Nurkowe niebo Ale żaden film nie odda w stu procentach naszych wrażeń, zachwytów niezwykłą naturą, atmosfery, stanu błogości w pieszczotliwych promieniach słońca, rozkoszy pluskania w ciepłej, szmaragdowej wodzie, zapachu przepysznych potraw, wyginania ciał przy dźwiękach muzyki, pogawędek „od serca”, żarcików, beztroskich chichotów, marzeń sennych na górnym pokładzie pod niesamowicie rozgwieżdżonym egipskim niebem... Ale przecież MY BYLIŚMY W NAJCUDOWNIEJSZYM NURKOWYM NIEBIE!!! Przeżycia te pozostaną w naszych wspomnieniach i na tysiącach zdjęć. Aż w końcu zaczniemy marzyć, planować, a zaraz potem... działać, by przeżyć znowu coś podobnego! I pewnie wkrótce spotkamy się na następnej wyprawie :) Czy jest to obraz jakiejś zdiagnozowanej euforycznej nurkowej choroby??? Mamy nadzieję nie wyleczyć się NIGDY!
Podziękowania za wspólnie spędzony czas :) I do zobaczenia nie tylko pod wodą, nurasy!
|
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|